Marzycie o tym, aby chociaż na chwilę wszystkimi zmysłami zanurzyć się w świecie sztuki? Chcielibyście obejrzeć większość dzieł mistrza van Gogha i poznać historię jego życia nie odwiedzając przy tym dziesiątek muzeów, w których jego dzieła się znajdują? Mam coś dla Was! Wystawa multisensoryczna! Ale co to właściwie jest?
Wchodzicie do wielkiej sali, sali pełnej ekranów. Są na ścianach, podłodze i dodatkowych planszach. Na ekranach wyświetlane są obrazy. Wszystkiemu dodatkowo towarzyszy muzyka oraz czytane są listy malarza. Uwaga! Dźwięki są dość głośne, wrażliwszym uszom może być niekomfortowo – jak widać na zdjęciach Ignaś chciał założyć ochraniacze na uszy. Można usiąść, można się położyć, można spacerować i chłonąć sztukę wszystkimi zmysłami. Cały cykl trwa około 45 minut – ale wejść możecie w dowolnym momencie. Przed salą znajdziecie jeszcze reprodukcje dzieł i biografię Vincenta.
W Warszawie wystawa gościła jesienią i zimą, teraz możecie ją odwiedzić we Wrocławiu. Bilety są dość drogie – 55 zł w tygodniu i 65 zł w weekendy. Czy warto tyle wydać? Mam mieszane uczucia. Sama wystawa jest naprawdę ciekawa, ale brakowało mi w niej kontaktu z prawdziwą sztuką. Jednak cyfrowe projekcje to nie to samo, co faktura farby na płótnie. Czy warto zabrać dziecko na taką wystawę? Według mnie tak! Ignaś dzielnie przesiedział cały cykl, opowiadał mi co widzi na obrazach i które rozpoznaje. Myślę, że taki kontakt ze sztuką dla laika, sceptyka lub osoby unikającej tradycyjnych muzeów może się sprawdzić.
Ostatnio wystawy multisensoryczne robią się coraz bardziej popularne. W Warszawie aktualnie można zobaczyć takie projekcje o Leonardzie daVinci oraz Retro Warszawę. Czy się wybierzemy? Zobaczymy!